W Biblii, kiedy Bóg kogoś powoływał, czynił to dla dobra Ludu Wybranego (dzisiaj Kościoła). Jego wybór wielokrotnie padał na ludzi słabych, niewykształconych, z marginesu społecznego. „Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć” (1 Kor 1,27). Powołanym wydawało się absurdalnym to, że właśnie oni zostali wybrani, bo patrzyli na siebie przez pryzmat swoich słabości: „Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie, lecz [Pan] mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali». Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa. Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny”
(2 Kor 12, 8-10).
Patrząc na historię widać, że Bóg samemu wyszukuje i przeznacza ludzi do swojej służby. Do człowieka należy zadanie poszukiwania swojego miejsce na ziemi. Odkrywanie woli Bożej, to dla osoby wierzącej wręcz obowiązek. Rozpoznanie własnego powołania może zaczyna się od błahostki. Mój współbrat, kapłan z dziesięcioletnim stażem, wspominał, że został Misjonarzem Krwi Chrystusa, bo spodobał mu się krzyż misyjny. Mnie zafascynowało podejście Misjonarzy na rekolekcjach, które prowadzili, czas który mieli na rozmowę, wyrozumiałość, tworzenie wspólnoty z uczestnikami rekolekcji. Bóg nas zna. Wie, jak do nas dotrzeć. Wie do jakich zadań nas powołał, bo w końcu jest naszym Stwórcą. O takim prepowołaniu pisze już prorok Jeremiasz VII wieków przed Chrystusem: „Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię, prorokiem dla narodów ustanowiłem cię” (Jr 1,5).
Kiedy Bóg kogoś powołuje uprzednio wzywa go do wiary. Podstawą powołania jest miłość i bezgraniczne zaufanie Bogu. Kiedy uświadamiam sobie, jak wspaniały jest mój Stwórca, co dla mnie uczył, jak bardzo mnie kocha, to nie mogę się opanować, aby o tym nie mówić. Ten zapał do rozgłaszania wszem i wobec, jak dobry jest Bóg, jest nie do ugaszenia. Człowiek wezwany do Bożej służby otrzymuje od Boga łaskę w pełni dojrzałej i wolnej odpowiedzi. To miłość Boga sprawia, że jesteśmy wolni, tak w sferze duchowej, jak mentalnej. Z tą wolnością jest jednak pewien problem. Dzięki temu daru możliwe jest powiedzenie Bogu nie na Jego wezwanie.
W powołaniu ważna jest zdolność spojrzenia na swoje życie przez pryzmat Bożej woli, uświadamianie sobie, że wszystko to, co się do tej chwili wydarzyło w moim życiu prowadziło mnie do prawidłowego odczytania Bożego wezwania. Musimy pamiętać, że Boże prowadzenie jest nieprzewidywalne. W rozeznawaniu powołania nie można kierować się stereotypami. Bóg działa tak, jak chce. W historii Izraela Bóg działał na różne sposoby, aby człowiekowi uprzednio wybranemu, dać do zrozumienia, że jest wybranym do szczególnych dzieł. W dzisiejszych czasach Bóg nadal wpływa na nasze losy przez swoje interwencje. On ma plan względem każdego z nas i na ile mu pozwalamy odkryje przed nami kolejne puzzle naszej życiowej układanki.
Inspirującym przykładem objaśniającym Boże prowadzenie jest perykopa o uczniach idących do Emaus (Łk 24, 13-35). Jezus w nad wyraz subtelny sposób objaśnia zagubionym uczniów, co się w ich życiu dokonało i czego byli świadkami. Rozpoczyna od zaczepia podróżujących. Następnie przysłuchuje się ich opowieściom. To stwarza atmosferę zaufania, tak, że Kleofas i jego towarzysz, czują się z Nim swobodnie. Ma to przekład na nasze życie. Póki nie opowiemy Jezusowi co przeżywamy, nie doświadczymy Jego pomocy. Dopiero wtedy będzie mógł z chirurgiczną precyzją wydobywać z nas to, co nie pozwala zrozumieć Bożego zamysłu. Zdajmy sobie sprawę, że wszelkie lęki, złości, obawy, oczekiwania, są jakby klapkami na naszych oczach, utrudniającymi zobaczenie i zrozumienie Bożych planów. Dzięki Jezusowi możemy zrozumieć prawdę! Tak samo w perykopie ewangelicznej Jezus demaskuje fałszywe oczekiwania Jego towarzyszy. Powodem dla, którego poszli za Jezusem było oczekiwanie sukcesów, władzy, splendoru. Wraz ze śmiercią krzyżową to wszystko się rozsypało, jak domek z kart. Ich motywacje dopiero teraz zostają oczyszczone przez prawdę. Nic dziwnego, że Kleofas i drugi uczeń, zmuszają Jezusa, aby został z nimi na noc. Pragną stanąć w świetle prawdy, w świetle, które podskórnie przeczuwają, daje napotkany wędrowiec. Poszukiwanie prawdy o sobie to proces, który kończy się wraz ze śmiercią. Droga ta bez wsłuchania się w Słowo Boże, które jest „lampą dla moich kroków i światłem na mojej ścieżce” (Ps 119, 105) będzie bardzo ciężka. Bóg chce nam ukazać prawdę o nas, a co za tym idzie, również o naszym powołaniu. Dlatego prośmy Go:
„Pozostań z nami Panie bo ma się ku wieczorowi. Jak Ty nie odkryjesz przede mną kim jestem, nastanie wieczór i zaciemni wszystko tak, że nic nie zrozumiem”.